Do Liberatora na American day wybrałem się bardziej z ciekawości. Jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem amerykańskiej motoryzacji, a dwa kółka też jakoś niespecjalnie mnie kręciły. Ale kiedy nadarzyła się okazja wybrać się na taką imprezę to czemu nie skorzystać. W końcu to niedaleko.
American day, impreza w amerykańskim stylu
American day organizowany jest przez warszawski salon Harleya Davidsona już od kilku lat. W tym roku odbyła się szósta edycja tej imprezy. Jednak w odróżnieniu od innych zlotów lub spotów organizowanych przez kluby miłośników motoryzacji, ta organizowana przez Liberatora jest całym wydarzeniem kulturalnym. W końcu motocykle i samochody to tylko część amerykańskiej kultury. Dlatego przez cały dzień na terenie salonu Harleya mieliśmy ustawione małe miasteczko, gdzie harmonogram był wypełniony od przedpołudnia do późnego wieczora.
Co się w tym czasie działo? Wszystko. Od nauki tańca i koncertów rozpoczynając, a na gorących pokazach tańca z ogniem w wykonaniu Psychodolls, czy walkach bokserskich kończąc. Oczywiście wszystko w towarzystwie ociekających chromem amerykańskich motocykli oraz wielkich amerykańskich samochodów. Nie zabrakło też prawdziwych przysmaków z dzikiego zachodu, wśród których mogli wybierać wszyscy smakosze. Na deser można było jeszcze odwiedzić fryzjera, kupić ubrania lub najróżniejsze pamiątki.
Co przyjechało do Liberatora
Dla miłośników pojazdów zmotoryzowanych zza oceanu był to prawdziwy raj. Ci kochający dwa kółka mogli zobaczyć cały przekrój motocykli marki Harley Davidson, zarówno tych seryjnych jak i tych modyfikowanych na życzenie. W przypadku samochodów frekwencja nie była jakoś przesadnie wysoka, ale nie można powiedzieć że nie było czego oglądać.
Jeśli chodzi o samochody, to przekrój był również całkiem spory. Oczywiście biorąc pod uwagę ich ilość. Największą atrakcją stał się nie bez powodu Chevrolet Bel Air rocznik 1953 wyglądający jakby wyjechał prosto z huty uciekając przed piecem, a od ochroniarza dostał jeszcze siekierą, która utkwiła w masce. Nie był opcji żeby ktoś nie chciał sobie zrobić z nim zdjęcia. Może podczas ucieczki z huty złapał jakiś magnes, bo oglądających przyciągał tak że te wszystkie błyszczące chromy stojące kilka metrów dalej mogły tylko pozazdrościć.
Chromów oczywiście nie brakowało. Jedne wyglądały jakby prosto wyjechały z fabryki, inne były już troszkę spatynowane. Na terenie Libratora można było spotkać tylko auta produkowane w USA, za bramą stało kilka produkowanych w innych częściach świata, ale to pewnie tylko oglądacze przyjechali. Najbardziej absurdalny widok przedstawiał Fiata 500 zaparkowanego obok pickupa GMC, dachem sięgał mu zaledwie do poziomu maski, a w całości spokojnie zmieściłby się w jego bagażniku.
Starczy przynudzania, lepiej pooglądać zdjęcia.
>>>>Autonostalgia 2016
>>>>Motoclassic Wrocław – zamek Topacz
>>>>Fiat 500
>>>>Rajd zabytkowych Fiatów
1 Comment
Edyta
Świetna przygoda! Zazdroszczę!